Teza z Cassiciacum w skrócie

O. Guérard des Lauriers OP, który sformułował tezę z Cassiciacum

Teza z Cassiciacum jest teologicznym rozwiązaniem kwestii Autorytetu w Kościele w dobie po Soborze Watykańskim II. Katolicy na całym świecie widzący radykalne zmiany, które wskutek tego Soboru i w jego imię zachodziły w doktrynie, dyscyplinie, obrzędach Kościoła, chcąc zachować przeciwko nim wiarę, musieli stawić opór również Autorytetowi, czyli władzy, która je faktycznie narzucała członkom Kościoła. Spontaniczny opór był odruchem słusznym, zgodnym z wiarą, ale ta wymaga również podporządkowania się prawowitej zwierzchności (proboszczom, biskupom, Papieżowi). A to sam „papież” wprowadzał te zmiany. Oczywistą konsekwencją tego stanu rzeczy był dylemat: posłuszeństwo czy jednak opór? O. Michał Ludwik Guérard des Lauriers OP, jeden z najwybitniejszych teologów XX wieku, należący do grona teologów opracowujących dogmat o Wniebowzięciu Matki Bożej (a także o Wszechpośrednictwie i Współodkupicielstwie, niestety nieogłoszone), krótko nawet spowiednik Piusa XII (zastąpiony przez o. Beę SI), wypracował teologiczną tezę wyjaśniającą utratę władzy papieskiej przez Pawła VI i jego następców. Z tego też powodu nie trzeba stawiać oporu „władzy kościelnej”, co jest herezją i schizmą. Modernistycznych okupantów Rzymu trzeba po prostu ignorować.

Poniżej przedstawiamy w miarę przystępne opracowanie tej tezy, która po raz pierwszy ukazała się pod koniec lat ’70 w „Cahiers de Cassiciacum” („Zeszytach z Cassiciacum”), skąd też wzięła swą nazwę.

Jako uzupełnienie warto zapoznać się z wywiadem z biskupem Guérard des Lauriers OP z 1987 roku, w którym twórca tezy ją dokładnie omawia oraz z krótkim jej opracowaniem autorstwa biskupa Donalda Sanborna.

Redakcja „Myśli Katolickiej”

Teza z Cassiciacum w skrócie

Wstęp

Gdy modernistyczna rewolucja w Kościele, planowana przez dekady pokątnie, a energicznie tępiona i potępiona przez św. Piusa X, na dobre wybuchła wraz z nowymi doktrynami i reformami Soboru Watykańskiego II, świeccy i duchowni na całym świecie stawili jej opór. To, co było zrazu intuicją katolicką, wyrazem sensus catholici, przybrało z czasem różne formy oporu i argumentacji stojącej za nim (różne podejścia „tradycjonalistów” zostały opisane tutaj).

Jednym ze stanowisk, które już w czasie soboru wysunęło się na pierwszy plan (pisze o tym m.in. x. Ricossa w swym artykule z 2003 roku), było to, według którego okupanci Stolicy Apostolskiej nie mogą posiadać władzy Chrystusowej, normalnie nieodłącznej od osoby zajmującej ową Stolicę. Stanowisko to z czasem zaczęło być nazywane sedewakantystycznym (od wakatu stolicy, sede vacante) i taka nazwa się przyjęła.

W wyżej przytoczonym artykule zwróciłem uwagę na dwa zasadnicze sposoby rozumowania sedewakantystów, które prowadzą do tego samego ostatecznego wniosku, ale inną drogą:

Należy dodać, iż odpowiedź „sedewakantystów” na współczesny „problem autorytetu” w Kościele wyraża się na dwa sposoby, choć formalnie się zgadza. Pewna ich część w swym wywodzie opiera się na dyspucie teologicznej, zawartej w traktatach niektórych teologów, która przybrała nazwę hipotezy „papieża heretyka”.

Ci sedewakantyści, opierając się na opiniach różnych teologów i nawet Papieży, doszli do wniosku, że praktycznie wszyscy teologowie, którzy o tym pisali, zgodni są co do tego, że publiczny czy jawny heretyk nie może ważnie zajmować żadnego urzędu w Kościele, tym bardziej więc najwyższego. Jest to niemożliwe do pogodzenia z nieomylnością i niezniszczalnością Kościoła, a także z misją Papieża, którą jest nauczanie, rządzenie i uświęcanie Kościoła, mistycznego Ciała Chrystusa. Stanowisko to można określić nazwą sedewakantyzmu zwykłego (simpliciter). Znowu, nie jest to „osądzanie osoby Papieża” czy „detronizacja”, a po prostu wniosek teologiczny oparty na pewnych przesłankach z wiary i zasadzie niesprzeczności.

Inni sedewakantyści, za wspomnianym wcześniej autorem Krótkiej analizy krytycznej Novus Ordo Missae o. Michałem Ludwikiem Guerard des Lauriers, zauważają, że pewności absolutnej tą drogą nie można osiągnąć. Opinie teologów, jakkolwiek jednomyślne by nie były, mogą być pomocne dla argumentu teologicznego, ale nie wyczerpują znamion pewności teologicznej. Dominikański duchowny, głównie za tomistycznymi teologami z przeszłości twierdził, że nawet w sytuacji publicznej herezji orzeczenie kompetentnej władzy jest konieczne, aby było wiążące dla wszystkich katolików, ponieważ Kościół jest zarówno społecznością widzialną, jak i niewidzialną, a jako widzialna, rządzi się prawem kościelnym. Niemniej jednak, w świetle sprzeczności zaobserwowanych między odwieczną nauką Kościoła a doktrynami soborowymi „promulgowanymi” z zachowaniem wszelkich form i pozorów, zachodzi pewność co do tego, że Paweł VI nie posiadał autorytetu papieskiego lub przestał go posiadać, a Jan Paweł II (i jego następcy) w ogóle go nie mieli.

Według o. Guerard des Lauriers i przyjmujących jego tezę, Montini i inni „soborowi papieże” byli zatem, w świetle norm kanonicznych Kościoła katolickiego, ważnie wybrani na urząd Papieża, ale stawili przeszkodzę (obex) na drodze przyjęcia władzy Chrystusowej, która stanowi istotę papiestwa. Nie są na pewno „Papieżami” w akcie, faktycznie sprawującymi urząd papieski i nie mogą go sprawować póki przyjęciu autorytetu stawiają ową wewnętrzną przeszkodę, która wyraźnie przejawia się w uzewnętrznionej obiektywnej intencji. Przeszkoda ta sprowadza się, w obecnej sytuacji, do trwania przy nauczaniu Soboru Watykańskiego II i soborowych reformach, zwłaszcza nowej „mszy”, które są sprzeczne z wiarą katolicką i szkodliwe dla dusz, jak słusznie zauważa wielu „tradycjonalistów”. Jest sprzeczne z celem Kościoła (chwała Boża i zbawienie dusz). Postępowanie modernistycznych okupantów Watykanu, najpóźniej od daty ogłoszenia Dignitatis humanae (grudzień 1965 r.), we wszystkich ich słowach i czynach jawi się jako sprzeczne z dobrem/celem Kościoła, które jest racją bytu autorytetu w Kościele i dlatego nie posiadają oni autorytetu w Kościele.

Zgodnie z tą tezą, gdyby taki okupant Watykanu potępił i publicznie odżegnał się od Soboru Watykańskiego II i jego reform, wówczas nastąpiłoby usunięcie przeszkody stojącej na drodze objęcia władzy papieskiej, do której ma tytuł z racji ważnego wyboru podczas konklawe i stałby się prawdziwym Papieżem. O odzyskaniu prawowitości przez Papieża pisał już w XVI wieku Hieronim kardynał Albani (cf. wspomniany już tekst x. Ricossy).

Innym sposobem na rozwiązanie sytuacji w tej optyce byłoby wysunięcie wymaganych kanonicznych napomnień i wskutek nieopamiętania się delikwenta stwierdzenie wakatu przez biskupów mających tytuły do urzędów, czyli zasiadających na stolicach diecezyj. Ale również w tym wypadku najoczywistszym warunkiem byłoby całkowite odrzucenie błędów i reform soborowych przez takich biskupów, a nie „reforma reformy” czy „sobór w świetle tradycji” i inne heretyckie pomysły modernistów i niektórych „tradycjonalistów”.

W związku z tym, że okupant Stolicy Piotrowej, wedle tej hipotezy, posiada ważny tytuł do swej stolicy, mówi się, że jest tylko materialnie (materialiter) „Papieżem”. Jest wręcz martwymi „zwłokami” Papieża. Brak mu formy Papiestwa, tego, co czyni że Papież jest Papieżem, czyli autorytetu Chrystusowego obiecanego i sprawowanego przez samego Chrystusa za pośrednictwem Papieża (forma to jest to, dzięki czemu coś jest tym, czym jest). Taki okupant Stolicy Apostolskiej nie jest zatem Papieżem formalnie (formaliter). To rozróżnienie filozoficzne (i dlatego też teologiczne), tak opacznie rozumiane albo wcale nie rozumiane przez wielu (z różnych powodów) stanowiło i nadal niestety stanowi zarzewie niejednego konfliktu. Niemniej jednak „teza z Cassiciacum”, jak zaczęto nazywać tę teorię od pisma, w którym po raz pierwszy się pojawiła („Zeszyty Cassiciacum”, fr. „Cahiers de Cassiciacum”), daje teologicznie pewną odpowiedź na pytanie o ciągłość papiestwa w obecnej sytuacji kryzysu w Kościele. Ale nie jest to miejsce na rozwijanie tematu, który sam w sobie zasługuje na odrębne opracowanie (zamieszczone tutaj). Warto tylko dodać, gwoli ścisłości i sprawiedliwości, że nazywanie tezy „sedeprywacjonizmem” jest wielkim nieporozumieniem, bowiem termin ten miałby oznaczać privatio sedis (pozbawienie/brak stolicy), co jest niemożliwe. Mowa tu natomiast o privatio auctoritatis (pozbawieniu/braku autorytetu), a to rzecz zupełnie inna. Sam zaś (błędny) termin „sedeprywacjonizm” nieco szerzej omówiłem tutaj.

W tym miejscu chciałbym nieco rozwinąć to teologiczne rozwiązanie problemu autorytetu, ponieważ wciąż w języku polskim nie ma w miarę przystępnego wyjaśnienia tezy z Cassiciacum. Nie zostaną tu wyczerpane wszystkie przesłanki, ani nie znajdą się tutaj odpowiedzi na wszystkie zarzuty wobec tezy (to na później, jak Bóg da), ale jako że sprawa nie cierpi zwłoki, a nadal pojawiają się głosy zainteresowane tematem (albo bezmyślnie powtarzające zarzuty świadczące o nieznajomości tematu), postaram się to zrobić dla nieobeznanego z tematem Czytelnika.

Należy jeszcze zwrócić uwagę, że teza z Cassiciacum w swym najprostszym sformułowaniu nie przerasta zdolności umysłowych najprostszych ludzi, natomiast rozwinięcie całego argumentu oczywiście wymaga znajomości pewnych podstawowych pojęć i zasad filozofii arystotelesowsko-tomistycznej. Stąd też wysunięto zarzut, opierający się na sprzeczności między oboma twierdzeniami (teza zrozumiała dla wszystkich vs. teza wymaga znajomości teologii i filozofii). Zarzut ten omówił x. Ricossa w piątej części swego artykułu w odpowiedzi na tekst z „La Tradizione cattolica”). Ale z tego powodu swój wywód podzielę na dwie części, pierwszą przystępniejszą, a w drugiej nieco głębiej omówię ten temat.

Nim to nastąpi, pozwolę sobie na jeszcze jedną uwagę wstępną a propos cechy nowości tezy z Cassiciacum.

Teza i jej „nowość”

Teza z Cassiciacum powstała jako odpowiedź na obecną sytuację autorytetu w Kościele. Odpowiada ona na problem zaistniały w okolicznościach, które są wyjątkowe w historii Kościoła, są zupełnie nowe. Gdyby ich nie było, gdyby ów problem Soboru Watykańskiego II i opór, jaki wywołał, nie istniał i teza z Cassiciacum nie zostałaby sformułowana.

Należy to mieć na uwadze i nie dziwić się, że nowy problem może wymagać nowego rozwiązania, które niemniej jednak pozostaje w zgodzie ze wszystkimi prawdami wiary i zasadami rozumowymi. Na tym też polega teologia, że rozwija pewne twierdzenia wcześniej niedostatecznie odkryte. Teologia nie jest bowiem nauką czysto pozytywną, jest przede wszystkim i to w najwyższym stopniu spekulatywna. Teologia zwana pozytywną rozpatruje tylko cytaty Ojców, teologów, Papieży, soborów, przytacza kanony i orzeczenia (zajmuje się czystymi „faktami”, jak tego chciał August Comte, ojciec nowożytnego pozytywizmu). Jest to oczywiście nieodzowną częścią pracy teologa, ale ograniczanie teologii do tego aspektu jest nieporozumieniem i wielką niesprawiedliwością wyrządzoną tej świętej nauce. Prawdziwi teologowie to tacy, jak św. Tomasz z Akwinu, Kajetan, Salmanticenses, Franzelin, Garrigou-Lagrange, Sertillanges czy Guerard des Lauriers. To tego kalibru myśliciele przyczynili się najwięcej do lepszego zrozumienia prawd objawionych i im pokrewnych.

Dowód sedewakantystyczny

Aby omówić samą tezę, przypomnę ogólny zarys rozumowania sedewakantystycznego, aby na podstawie tego, co lepiej znane, można było uwydatnić to, co mniej znane.

Wiemy, co jest de fide, że Papież jest nieomylny w swym nauczaniu zwyczajnym, na co dzień (czego nauczają wszyscy teologowie i liczni Papieże, zwłaszcza wszyscy po kolei od Piusa IX po Piusa XII) oraz nadzwyczajnym (uroczyste deklaracje). Cały Kościół jest nieomylny w swym nauczaniu (papieskim oraz zwyczajnym powszechnym, zawsze w jedności z Papieżem). Prawa kościelne i dyscyplina ustanowiona przez Kościół są również obwarowane nieomylnością praktyczną (zwaną też negatywną).

To przyjąwszy, sedewakantyści zwracają uwagę na sprzeczności między nauczaniem Soboru Watykańskiego II a nauczaniem uroczyście zdefiniowanym wcześniej przez Kościół. Skoro dane twierdzenie było prawdą i jako takie zostało ogłoszone przez Kościół, zdanie przeciwne nie może pewnego dnia zostać potępione przez Kościół. I odwrotnie, zdanie potępione przez Kościół nie może stać się oficjalnym nauczaniem Kościoła. Sprzeciwiałoby się to nauczaniu o nieomylności.

Widać to najjaśniej porównując Quanta cura Piusa IX z 8 XII 1864 z Dignitatis humanae z 7 grudnia 1965 – wolność kultu została potępiona i to nie może ulec zmianie – i dlatego jest to brane często za pewny punkt wakatu. Jednakże taką sprzeczność czy podważanie prawd wiary zauważono także w odniesieniu do teologii „nowej mszy” (cf. Krótka analiza krytyczna NOM), ekumenizmu, kolegializmu, przepraszania za „grzechy” Kościoła i innych błędów neomodernistycznych.

Wyjątkowość tezy z Cassiciacum zrozumiała dla wszystkich

Z wyżej przytoczonego dowodu ścisłego, czyli dedukcji, korzysta również teza z Cassiciacum. Jednakże jej fundamentem, punktem wyjścia i oryginalną cechą jest wywód innej natury: indukcja, czyli stwierdzenie faktu, jakim jest spontaniczne odrzucenie przez katolików Soboru Watykańskiego II, jego ducha, doktryn, reform i rytów oraz ustawiczne stawianie im oporu przez tyle lat, jeszcze za czasu trwania samego soboru.

Nie jest to ścisły dowód (dedukcja), ale właśnie indukcja, wnioskowanie od danych konkretnych, szczegółowych do konkluzji ogólnej. Jako taką cechuje ją oczywistość (dla o. Guerard des Lauriers brak papiestwa u Pawła VI należy do sfery oczywistości). Rzeczywiste zaistnienie sprzeciwu i stałego oporu katolików świadczy o braku stałej (habitualnej) intencji, zewnętrznie wyrażonej słowem i czynem, u Pawła VI i jego następców w zabieganiu o dobro wspólne Kościoła, czyli chwałę Bożą i zbawienie dusz. Owa stała intencja dbania o dobro czyli cel Kościoła jest warunkiem koniecznym otrzymania władzy papieskiej od Chrystusa, czyli prawowitości władzy papieskiej. A że w słowach i czynach Pawła VI, Jana Pawła II, Benedykta XVI i Franciszka przebija się obiektywna wola szkodzenia chwale Bożej i zbawieniu dusz, tego nie trzeba dowodzić, to widać na co dzień. Fakt powszechnego oporu pragnących zachować wiarę katolików, opuszczających swoje dotychczasowe parafie, dostatecznie nas o tym przekonuje.

Znana powszechnie wśród sedewakantystów broszurka x. Cekady „Tradycjonaliści, nieomylność i Papież” rozpoczyna się od tego rodzaju wnioskowania indukcyjnego i dochodzi do wniosku tego samego, co teza z Cassiciacum: „Sama Wiara zmusza nas zatem do uznania, że ci, którzy głoszą te błędy i ustanawiają tak złe prawa – bez względu na pozory władzy jakimi zdają się legitymować – w rzeczywistości nie posiadają autorytetu Kościoła Katolickiego”. Ów brak władzy kościelnej czy autorytetu Chrystusowego teza z Cassiciacum ustala przede wszystkim na podstawie indukcji, ale również komplementarnej wobec niej dedukcji (sprzeczność między nauczaniem Kościoła a soborowym, j.w.).

Na tym braku czy pozbawieniu (privatio) prawdziwego, prawowitego autorytetu Chrystusowego u soborowych i posoborowych „papieży” można zakończyć najprostszy wykład tezy z Cassiciacum, dostępny dla wszystkich. Nie trzeba tu roztrząsać wcale opinij teologów i orzeczeń Kościoła dotyczących sprawowania urzędu przez heretyków, utraty urzędu i tym podobnych.

Rozwinięcie tezy z Cassiciacum

Jak zatem ów fakt wyjaśnia teza z Cassiciacum?

Kluczowe dla lepszego zrozumienia tego stanowiska teologicznego jest rozróżnienie zachodzące realnie między materią a formą oraz pewne podstawowe dane filozofii chrześcijańskiej (dobro-cel, dobro wspólne a władza).

Co do pierwszego punktu, wszystkie byty fizyczne składają się z materii i formy. Tylko Bóg i aniołowie nie mają w sobie tej złożoności: u aniołów, czystych form, istnieje jednak złożoność z możności i aktu, a w Bogu nie ma żadnej zmienności, więc i żadnej złożoności.

Materia i forma są zasadami wewnętrznymi bytów fizycznych. Materia jest tym, z czego złożony jest byt w charakterze zasady immanentnej. Forma zaś jest zasadą determinującą byt, pewną doskonałością, i w przeciwieństwie do materii ma swe pochodzenie „na zewnątrz”. Nie należy tego rozumieć zbyt „dziecinnie”, czyli ilościowo, nie są to dwa klocki, które połączone tworzą określony byt. Są to dwie zasady, principia, jedna „wewnętrzna”, immanens, druga pochodząca z zewnątrz, ale nie jako dodana materia czy ilość, lecz jako zasada determinująca, określająca materię w jej bytowaniu i działaniu, to, dzięki czemu coś jest tym, czym jest. Jesteśmy tu na wyższej płaszczyźnie rozumowania niż czysto matematycznej czy materialnej, co może być trudne dla umysłów niewprawionych filozoficznie.

Formy dzielą się na substancjalne (forma substantialis) i przypadłościowe (forma accidentalis). Forma substancjalna determinuje materię pierwszą i konstytuuje wraz z nią daną naturę, na przykład człowieka, którego formą substancjalną jest dusza, a materią ciało nieukonstytuowane przez duszę. Oczywiście przy połączeniu pierwszych dwóch komórek powstaje ciało i otrzymuje natychmiast duszę, ta forma (dusza) determinuje materię, która natychmiast staje się istotą ludzką, aczkolwiek jeszcze niedoskonale ukształtowaną w swych przypadłościach i władzach. Utrata duszy czyli formy substancjalnej oznacza śmierć. Istota ludzka wtedy nie przepada, ale znajduje się w stanie nie do końca normalnym oddzielenia formy od materii i dlatego dopiero katolicka nauka o zmartwychwstaniu ciał dała pełną odpowiedź na ten problem, poszukiwaną od dawna przez filozofów.

Formy przypadłościowe „nakładają się” natomiast na byt już ukonstytuowany w swej istocie. Istota jako taka już istnieje, otrzymując zaś formę przypadłościową nabiera pewnej nowej określonej doskonałości. Przykładowym rodzajem form przypadłościowych jest władza jako taka. Papiestwo, jako gatunek władzy, jest właśnie tego rodzaju formą. Bez niej człowiek pozostaje w pełni człowiekiem, jej otrzymanie czy utrata nie powoduje powstania innej istoty czy jej zaniku. Papież zaś jako taki jest człowiekiem posiadającym władzę papieską, formę władzy papieskiej. Nie ma bowiem istoty papieskiej jako takiej, jest tylko forma (przypadłościowa) papiestwa, która determinuje byt w postaci wybranego na konklawe ochrzczonego mężczyzny.

Należy też zwrócić uwagę, że rozróżnienie na materię i formę jest rozróżnieniem realnym, czyli rzeczywistym, istniejącym w rzeczywistości, distinctio realis, a nie tylko pojęciowym, distinctio rationis. Nie jest czystym skutkiem działania naszego rozumu, ani tym bardziej wyobraźni, ale opiera się na rzeczywistości. W samej rzeczy to rozróżnienie znajduje swoje uzasadnienie i w niej swe ewentualne urzeczywistnienie.

Otóż, Tomasz di Vio, kard. Kajetan (1469-1534), wybitny komentator św. Tomasza z Akwinu, stosuje to rozróżnienie materii i formy do samego papiestwa (które jest formą przypadłościową, jak widzieliśmy). Podobnie, św. Robert Bellarmin (1542-1621) mówi, że osoba elekta jest jakby materią, a elekcja jest usposobieniem do otrzymania formy papiestwa (a wszelkie usposobienie do przyjęcia formy czy doskonałości, jak mówi św. Tomasz, należy do porządku przyczyny materialnej). O. Ludwik Michał Guerard des Lauriers OP, teolog dominikański i były profesor na Lateranie (Uniwersytecie Papieskim), który jako pierwszy opracował tezę z Cassiciacum, rozwija ten temat w aktualnych okolicznościach soborowej rewolucji.

Francuski dominikanin zauważa, że aby zostać Papieżem potrzeba trzech „rzeczy”:

1. Należy być wybranym na konklawe przez ważnych elektorów (oprócz podstawowych warunków takich jak płeć męska, chrzest, nie heretyk, apostata, etc.).

Ów wybór musi być zatem kanoniczny czyli musi być dokonany według obowiązujących przepisów przez kanonicznych wyborców. Ten element pochodzi od człowieka, jest to akt czysto ludzki. To nie Bóg wybiera, ale ludzie, jak w każdej społeczności ludzkiej, gdzie w taki czy inny sposób następuje wskazanie następcy piastuna władzy (obojętnie, czy przez prawa pisane, czy niepisane, przez dziedziczenie, kooptację czy elekcję – i nie ma to nic wspólnego z fanaberią „władzy oddolnej”, czyli „suwerenności ludu”, bowiem wybierać piastuna władzy a przekazywać władzę to dwie formalnie inne rzeczy).

Jest to akt prawny. Kościół jako społeczność doskonała (obok państwa) posiada bowiem z samej swojej natury porządek prawny. Ma swój ustrój, władzę, członków, ale i własny porządek prawny.

Tyle ze strony wyborców.

2. Ze strony wybieranego potrzeba następnie zgody na przyjęcie wyboru. Między wyborem ze strony wyborców a decyzją osobistą (przyjęcia lub odrzucenia) ów „elekt” jest Papieżem tylko materialnie, materialiter. Jest materią bliższą (materia proxima) usposobioną do otrzymania formy papiestwa. Znaczy to, że nikt inny nie może być w tym czasie wybrany zamiast niego (inni katolicy płci męskiej są najwyżej materią dalszą, materia remota). On tylko jest desygnowany do piastowania urzędu, który obejmuje przyjąwszy ów wybór. Dalej, w razie jakichś trudności na tym etapie tylko Kościół aktem prawnym może:

a) cofnąć ten wybór nim oczywiście elekt podejmie decyzję przyjęcia lub odrzucenia wyboru (może przecież być nieobecny na konklawe albo może się okazać, że wybrany nie może z takich czy innych powodów objąć urzędu),

b) albo nawet po jego przyjęciu (które wobec tego jest tylko pozorne) stwierdzić nieważność samego wyboru.

Natomiast należy już tu z całą siłą stwierdzić, że póki Stolica Apostolska jest zajmowana (faktycznie, materialnie) przez takiego wybranego, nikt inny nie może być wybrany na jego miejsce.

I to jest elementem materialnym papiestwa, te dwa czynniki: jeden ze strony wyborców, drugi ze strony elekta.

3. W chwili akceptacji wybrany, Papież materialiter, normalnie otrzymuje od Chrystusa pełnię władzy nad Kościołem, to znaczy, staje się Papieżem formalnie, formaliter. Ten katolik otrzymał formę papiestwa i dlatego też jest Papieżem simpliciter, po prostu Papieżem.

Pierwsze dwa akty, aspekty materialne papiestwa, są aktami ludzkimi i jako takie poddane są wszelkim uwarunkowaniom czynów ludzkich (mogą być nieroztropne, etc.). Otrzymanie władzy Chrystusowej jest tym aspektem formalnym papiestwa, pochodzi od samego Boga.

W czasach obecnych wyraźnie widzimy, że okupanci Stolicy Apostolskiej nie mogą być Papieżami Kościoła, bowiem niszczą wiarę podając do wierzenia fałszywe nauki, wprowadzając szkodliwe dla dusz reformy, ryty, prawa. Rzeczywista zewnętrzna ich intencja jest wyraźna. Moderniści, najwięksi wrogowie Kościoła wg. św. Piusa X (co dziś tak zręcznie się powszechnie minimalizuje), nie mogą posiadać władzy Chrystusowej. To o. Guerard des Lauriers uważał za oczywistość, którą każdy katolik powinien być w stanie dostrzec.

Skoro tak jest, na pewno zatem istnieje jakaś wada czy przeszkoda (vitium) gdzieś w całym tym procederze objęcia papiestwa przez modernistycznych okupantów Watykanu. Jak widzieliśmy wcześniej, sama wiara nie dopuszcza faktu, by Montini, Luciani, Wojtyła, Ratzinger, Bergoglio byli Wikariuszami Chrystusa na ziemi.

Owa wada istnieje:

a) albo w wyborze, który jest jednak aktem prawnym i jako taki podlega w swych uwarunkowaniach kompetentnej władzy. Kardynałowie musieliby na przykład stwierdzić, że ten, który wyszedł na balkon bazyliki św. Piotra nie otrzymał wymaganej ilości głosów albo że przed wyborem był heretykiem formalnym, co nie było wiadome np. większości kardynałów w trakcie konklawe, etc.

b) albo w przyjęciu tego wyboru ze strony elekta.

Przykładem zajścia wady b), często przytaczanym przez duchownych przyjmujących tezę z Cassiciacum, jest sakrament małżeństwa.

Sakrament małżeństwa następuje na podstawie aktu ludzkiego małżonków, a dokładnie, gdy odpowiadają na pytanie kapłana (sama przysięga następuje po zawarciu małżeństwa, jako wzmocnienie obowiązków z umowy wynikających, por. Woroniecki, Katolicka etyka wychowawcza, t. II/2, KUL 1986, §80.3, s. 193).

W tej sytuacji szafarzami sakramentu są sami małżonkowie, kapłan jest tylko świadkiem ze strony Kościoła.

Jeśli zaś z ich strony lub nawet tylko jednej występuje jakaś zatajona przeszkoda unieważniająca, wtedy mamy do czynienia z małżeństwem materialnie, nie zaś formalnie, niezależnie od aktów wykonanych zewnętrznie, w obecności kapłana, rodziny i gości.

Taką przeszkodą może być wewnętrzna (zatajona) wola przeciwna wypełnianiu istotnych obowiązków małżeństwa (e.g. sprzeciw wobec przekazania życia potomstwu). Małżeństwa wtedy (formalnie) nie ma.

Jednakże ta wada czyli przeszkoda ze strony braku przyzwolenia może być odjęta. Małżonkowie lub małżonek może niejako „uważnić” swój związek małżeński, który bez tego pozostaje nieważny. Innym wyjściem jest zewnętrzne odkrycie tej przeszkody i orzeczenie kompetentnej w tej materii władzy, jaką jest Kościół. Mamy wówczas do czynienia ze stwierdzeniem nieważności takiego małżeństwa.

Sytuacja jest analogiczna w sytuacji papiestwa. Nie jest to analogia porównująca dwa sakramenta, bowiem papiestwo do nich nie należy, ale analogia mająca za podstawę relację materii do formy i możliwości zajścia między nimi przeszkody uniemożliwiającej otrzymanie przez materię formy, nawet przy zachowaniu wszystkich materialnych warunków.

Otóż, na drodze przyjęcia wyboru ze strony kanonicznych wyborców można postawić przeszkodę unieważniającą, która w pewien sposób może być cofnięta przez samego elekta, albo cofnięty może być sam wybór przez stwierdzenie jego nieważności ze strony kompetentnych w tej materii elektorów, czyli kardynałów. Są tu więc dwie możliwości: usunięcie przeszkody ze strony elekta albo cofnięcie kanonicznego wyboru ze strony kanonicznych elektorów.

Widzieliśmy, że jest coś takiego, jak aspekt materialny papiestwa, ale oczywiście nie jest on dostateczny, aby być Papieżem.

To sama władza papieska, autorytet (auctoritas) jest formą papiestwa. Ten aspekt formalny papiestwa pochodzi od Boga bezpośrednio, jak każda władza (Rzym. XIII, 1). W Kościele wszelka władza zawsze przez Papieża przechodzi na święte kongregacje rzymskie, biskupów, proboszczów, wikarych, etc., ale Papież otrzymuje władzę od samego Boga.

Jest to prawdziwe zarówno co do władzy świeckiej jak i kościelnej (choć, podkreślam, między Kościołem a państwem zachodzi tylko analogia – dziś jednym z największych błędów, zwłaszcza wśród różnych „tradycjonalistów” i „konserwatystów”, jest naturalizm w odniesieniu do Kościoła, pojmowanego na sposób społeczności przyrodzonej, jak państwo). Bowiem i władza świecka aktem ludzkim zostaje wyznaczona, w zależności od ustaw i ustrojów (nikt nie otrzymuje w ten sposób władzy, ale designatus est), pomimo tego iż jej istota wprost od Boga pochodzi.

Dlatego też ani kardynałowie, ani sobór, ani tym bardziej żadna władza świecka nie może odebrać Papieżowi papiestwa. Można co najwyżej stwierdzić jego brak, czyli nieważność wyboru.

Co zaś stanowi istotę władzy papieskiej?

O. Guerard des Lauriers OP uważa owo „bycie z” (fr. „être avec”), tę asystencję Boską czy obcowanie Chrystusa jako istotę papiestwa, aspekt formalny papiestwa, czyli to, co czyni, że Papież jest formalnie Papieżem.

Cała bowiem doktryna Ciała Mistycznego Chrystusa, którym jest Kościół, sprowadza się do tego właśnie obcowania Chrystusa ze swymi członkami, z których pierwszym jest jego Wikariusz, widzialna Głowa Kościoła na ziemi. Podobnie, jak Chrystus posłany przez Ojca zawsze „jest na łonie Ojca” (św. Jana I, 18), tak też i Kościół, posłany przez Chrystusa, pozostaje zawsze w Chrystusie. Chrystus zawsze jest obecny w swym Kościele, w którym i przez który działa. Pan Jezus „jest ze” swym Kościołem w spełnianiu właściwej misji, którą mu powierzył:

„Idąc tedy, nauczajcie wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego, nauczając je zachowywać wszystko, cokolwiek wam przykazałem. A oto ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata.” (św. Mat. XXVIII, 19-20).

Tyczy się to primo et principaliter Papieża, bowiem Papież to Kościół, Kościół to Papież (jakże ta podstawowa prawda wiary jest dziś zachwiana w umysłach wielu katolików pod wpływem lefebryzmu i różnych liberalnych prądów).

Widzimy natomiast, że Chrystus nie jest z Bergoglio (a wcześniej z Montinim, Lucianim, Wojtyłą, Ratzingerem), a on nie jest z Chrystusem, w nauczaniu, w rządzeniu, w uświęcaniu Kościoła, w misji zbawczej powierzonej Kościołowi przez Chrystusa. Papież jest Głową widzialną Mistycznego Ciała Chrystusa, zaś Chrystus jego Głową niewidzialną. Jednorodzony Syn Boży, Król królów i Pan panów, przeto uświęca, naucza, rządzi Kościołem za pośrednictwem swego Wikariusza na ziemi, który z tejże racji jest jedną osobą moralną z Chrystusem.

Z jednej strony nie ma orzeczenia prawnego, że Montini, Luciani, Wojtyła, Ratzinger czy Bergoglio nie zostali ważnie wybrani. Póki nie ma tego rodzaju posiadających cechy pewności dowodów, jako że wybór Papieża jest aktem prawnym, mamy uznawać ów wybór i wskutek tego nikt inny nie ma prawa do tego tytułu (tu leży głębokie uzasadnienie aspektu radykalnie antykonklawistycznego tezy z Cassiciacum i jej zwolenników).

Przeszkoda zatem musi leżeć gdzie indziej, czyli w samej osobie elekta. Przejawia się ona bowiem na zewnątrz („po owocach ich poznacie”) w wyrażonym braku habitualnej (stałej) intencji czy woli zabiegania od dobro wspólne społeczności, na której się jest czele. W klasycznej filozofii politycznej (arystotelesowsko-tomistycznej, chrześcijańskiej, nieważne, jak ją nazywać) władza rządzi dla dobra wspólnego, jej fundamentalna prawowitość od tego jest zależna. Oczywiście, między społecznością doskonałą świecką (państwem), a społecznością doskonałą nadprzyrodzoną (Kościołem) zachodzi, jak powiedziałem analogia, ale w faktach, w porządku intencji obiektywnej, i tu i tu władza musi mieć ustawiczną (habitualną) intencję rządzenia, zabiegania o dobro wspólne. W Kościele tym dobrem wspólnym jest: chwała Boga i zbawienie dusz.

Utrzymywanie, że ta władza, która „promulgowała” nową „mszę”, soborowe doktryny wcześniej potępione przez Kościół, dzień w dzień praktykuje ekumenizm i inne rzeczy obrzydliwe w oczach Pana, że ta władza faktyczna (de facto) jest władzą prawowitą (de iure), że tę władzę należy nawracać (na „Tradycję”, etc.) jest bluźnierstwem przeciwko Chrystusowi, jest czymś nie do utrzymania przez katolika.

Te wszystkie błędy i aberracje nie mogą pochodzić od Chrystusa, nie mogą pochodzić od Kościoła. To wszystko jest nie do pogodzenia z habitualną intencją troszczenia się o dobro wspólne Kościoła. I to właśnie stanowi ów obex, ową wewnętrzną przeszkodę na drodze otrzymania od Chrystusa autorytetu przeznaczonego do zabiegania o dobro wspólne Kościoła, to vitium, wadę, w całym procederze.

Brak formy papiestwa przy obecności materii stanowi treść tezy z Cassiciacum. To właśnie oznacza zdanie o. Guerard des Lauriers: papa materialiter, sed non formaliter. Nie oznacza to jednak, że taki Ratzinger czy Bergoglio jest po części czy „w połowie papieżem”, gdyż formy i materii nie można rozumieć ilościowo czy materialnie, ale jako zasady bytu, co wyjaśnione zostało wyżej. Nawet dominikanie z Avrillé, którzy podobno studiują Sumę teologiczną i inne pisma św. Tomasza, dają wyraz swemu niezrozumieniu tych podstawowych pojęć filozofii arystotelesowsko-tomistycznej (cf. „Sodalitium” nr 52 wydania francuskojęzycznego, s. 19, nr 53 włoskojęzycznego, s. 9). Człowiek się zastanawia, czego się tam ich uczy…

Mamy tu jednakże do czynienia z czymś nienaturalnie rozdzielonym, czymś w pewien sposób wbrew naturze, podobnie jak z ciałem ludzkim pozbawionym duszy i dlatego też o. Guerard des Lauriers nazywał kard. Montiniego „zwłokami papieża” (np. w znanym kazaniu w paryskim kościele św. Mikołaja, po którym nie zapraszano go tam więcej).

Teza ta została obmyślona po to, żeby wyjaśnić brak władzy papieskiej u faktycznych okupantów Watykanu. Dopiero z czasem (kilka lat po jej ogłoszeniu) został rozwinięty sam argument o ciągłości materialnej na rzymskiej stolicy, bowiem władza obierania piastuna władzy jest formalnie różna od władzy rządzenia (co mylą wszyscy zwolennicy „suwerenności ludu”, j.w.). W ten sposób jednakże wyjaśnienie problemu autorytetu w Kościele zachowuje ciągłość materialną na Stolicy Apostolskiej przez ważny wybór ze strony kanonicznych elektorów, co daje tytuł do urzędu, póki nie ma dowodów przeciwnych, „jusqu’à la preuve du contraire”, jak mawiał o. Guerard des Lauriers. Jednocześnie jej modernistyczni okupanci nie posiadają władzy papieskiej, formalnie nie są Papieżami i dlatego nie wolno ich traktować jak Papieży (wymieniać w kanonie Mszy, być im posłusznym, pertraktować z nimi w celu uzyskania „kanonicznego” zatwierdzenia – dominikański teolog zawsze był przeciwny dyskusjom abpa Lefebvre’a z modernistami, które dowodziły obiektywnej dwulicowości stanowiska lefebrystycznego).

Jak już pisałem, stanowisko to formalnie się zgadza ze stanowiskiem sedewakantystycznym simpliciter: Papieżem nie jest ten, który jest tylko materialnie „papieżem”, a że ludzie nie rozumieją wyrażenia Papa materialiter, ze względu na prostych ludzi, uważam, że powinno się raczej pisać w takiej sytuacji „papież” w cudzysłowie, przynajmniej pisząc w języku pospolitym. W każdym razie rozpoczynanie roztrząsania tezy wobec maluczkich od słów „papież materialnie” uważam za chybione.

Uwagi końcowe

Jeszcze pozwolę sobie na dwie uwagi, jedną o kanonicznych elektorach Papieża, a drugą o herezji jako przeszkodzie ważnego wyboru Papieża, czyli dwa częste zarzuty wobec tezy ze strony sedewakantystów nie przyjmujących jej.

Teologowie nauczają, że gdy chodzi o wyborców Papieża, nawet gdy mamy do czynienia z wadą formy (gdy brak pewności co do tytułu do prawa wyborczego biernego), jako że ci wyborcy konieczni są do wyboru Papieża i ciągłości Kościoła hierarchicznego, owa wada formy jest uchylana dla celów ważnego konklawe. Obecni kardynałowie są zatem prawowitymi elektorami Papieża, nawet jeśli nie uczestniczą we władzy Chrystusowej w takim zakresie, w jakim im na to pozwala kardynalat (tym bardziej, że nie ma Papieża). Jest to nieodzowne dla zachowania ciągłości, przynajmniej materialnej, na Stolicy Apostolskiej, jest to nieodzowne wręcz dla samego ustroju Kościoła i jego trwania w czasie.

Zwolennicy tezy z Cassiciacum zauważają, że w całej tej argumentacji stojącej za stwierdzeniem braku autorytetu u faktycznych okupantów Watykanu powoływanie się na opinie teologów co do utraty urzędu z powodu herezji czy apostazji nie jest konieczne. Zresztą, ten tok dowodzenia nie posiada znamion pewności, ponieważ w tej materii, która jak widzieliśmy, należy do dziedziny prawa kościelnego, nie ma w chwili obecnej obowiązujących ustaw kanonicznych.

Ponadto, zewnętrzna (materialna) herezja nie jest wystarczająca. Herezja materialna jest zdaniem przeciwnym wierze, formalna zawiera element uporczywości, mający swą siedzibę w woli, przeciwko nauczaniu Kościoła. Ich herezji w słowie i czynie brak formy, wyraźnej woli sprzeciwiania się nauczaniu Kościoła z ich strony. Stwierdzenie tego jest tym trudniejsze, że oni sami uważają się za żywe magisterium Kościoła, za urząd nauczycielski, który „trwa w następcach św. Piotra”, zatem jak mają się sprzeciwiać temu magisterium żywemu, które jedyne ma prawo zobowiązywać, wytaczać procesy kanoniczne, stwierdzać to czy tamto jako obowiązujące katolików w sumieniu? To pomieszanie między doktryną heretycką a herezją formalną stanowi główny błąd sedewakantystycznych przeciwników tezy z Cassiciacum. Stanowisko to, według którego obecni okupanci Watykanu nie mają nawet ważnych tytułów do urzędu Papieża z racji herezji (formalnej) czy apostazji (formalnej), nie posiada zatem cech ścisłej pewności czy konieczności.

Natomiast sedewakantystyczne rozwiązanie w postaci tezy z Cassiciacum zachowuje zarówno wszystkie znamiona Kościoła (włącznie z apostolskością, za pośrednictwem ciągłości materialnej na Stolicy Rzymskiej), jak i te prawdy wiary, którym zaprzeczać muszą, choćby pośrednio, wszyscy zwolennicy „papiestwa” Bergoglio i jego nieszczęsnej pamięci modernistycznych poprzedników. Stwierdza nieprawowitość ich władzy, pociąga za sobą wszystkie tego stwierdzenia konsekwencje, ale zachowuje zgodną z wiarą i rozumem możność przywrócenia prawowitej władzy w Kościele. Wszelkie aparycjonistyczne koncepcje (nie tylko niektórych sedewakantystów!) same w sobie nie ostają się wobec kanonicznych uwarunkowań koniecznych dla zachowania ciągłości apostolskiej w Kościele, chyba że w połączeniu z nimi (na co zwrócił uwagę x. Ricossa wyciągając logiczne wnioski ze zdań x. Grossin, przeciwnika tezy, cf. „Sodalitium”, nr 55 edycji francuskojęzycznej, s. 29).

Choć sessio, czyli zasiadanie na stolicach biskupich (z rzymską włącznie) jest w tej chwili nienaturalnie (ale jest) oderwane od misji zbawczej Kościoła, niemniej jednak owa missio głoszenia Ewangelii aż po krańce ziemi, sprawowania sakramentów (ważnych!) pozostaje u tych, którzy zachowują wiarę świętą, niezmienną, apostolską, pomimo trudności, jakie to pociąga za sobą w naszych czasach katolicyzmu liberalnego i ugodowego oraz szerzącej się apostazji. Wiemy jednak, że Kościół ma trwać aż do skończenia świata i to stanowi fundament naszej niezachwianej nadziei w tej walce z mocami ciemności, która po ludzku wydaje się być przegrana. Jednakże non praevalebunt!

Pelagiusz z Asturii

Dla zainteresowanych tematem, oto najważniejsze i wybrane materiały omawiające tezę z Cassiciacum:

Wywiad z o. Guérard des Lauriers OP z maja 1987, który pojawił się po raz pierwszy w numerze 13 pisma „Sodalitium”. Został opublikowany także w Collana Cassiciacum, tom II. „Le problème de l’autorité et de l’épiscopat dans l’Eglise. Avec des textes de Mgr Guérard des Lauriers” („Problem autorytetu i biskupstwa w Kościele. Z tekstami biskupa Guérard des Lauriers”), Centro Librario Sodalitium, Verrua Savoia (Włochy) 2006, ss. 31-57.

Bp Donald J. Sanborn, „Wyjaśnienie tezy biskupa Guerard des Lauriers” – jest to najprostszy i najkrótszy wykład tezy opracowany przez duchownego

X. Bernard Lucien, „La situation actuelle de l’autorité dans l’Église: la thèse de Cassiciacum»”, wyd. Association Saint-Herménégilde, 1985 (wydane po francusku, tu tłumaczenie na j. angielski) – według mnie (i nie tylko) najbardziej systematyczne opracowanie tezy przez wieloletniego bliskiego współpracownika o. Guérard des Lauriers i redaktora „Zeszytów z Cassiciacum”, w których po raz pierwszy pojawiło się opracowanie tezy autorstwa francuskiego dominikanina

Bp Donald J. Sanborn, „De papatu materiali” (pars I po łacinie, pars II po łacinie, tu cz. II po angielsku, a tu po polsku) – to jest prawdziwy traktat teologiczny, niedostępny raczej dla przeciętnego czytelnika Internetu

Sześć „Zeszytów Cassiciacum”, które można ściągnąć na stronie Ligi św. Amadeusza (stowarzyszenie katolików świeckich w Szwajcarii), na której to stronie znajduje się ich analityczne streszczenie

A także, oczywiście, pismo „Sodalitium”, wydawane od połowy lat osiemdziesiątych przez Instytut Matki Dobrej Rady, który za swoje stanowisko teologiczne przyjmuje tezę z Cassiciacum. Archiwalne numery pisma można ściągnąć ze strony Instytutu: po włosku i po francusku. Oto niektóre numery, które zawierają artykuły traktujące o omawianej tezie:

„Sodalitium” nr 44, wydanie francuskojęzyczne z lipca 1997 roku (cały ten „numer specjalny” poświęcony jest tezie z Cassiciacum)

„Sodalitium” nr 46, wydanie włoskojęzyczne z grudnia 1997 roku (jeden artykuł na temat tezy, ten sam, co w nrze 44 wydania francuskojęzycznego)

„Sodalitium” nr 52, wydanie francuskojęzyczne ze stycznia 2002, nr 53 wydania włoskojęzycznego z grudnia 2001 (m.in. odpowiedź na „mały katechizm o sedewakantyźmie” dominikanów z Avrillé)

„Sodalitium” nr 55, wydanie francuskojęzyczne z listopada 2003 roku, nr 56 wydania włoskojęzycznego (kilka artykułów, dwa z nich zostały przetłumaczone na język polski: „Odpowiedź na dossier o sedewakantyźmie”, w pięciu częściach, oraz tekst polemiczny z lefebrystami i absolutnymi sedewakantystami)

„Sodalitium” nr 61, wydanie francuskojęzyczne z lipca 2008 roku (ciekawa obiekcja i odpowiedź o. Guérard des Lauriers wyjęta z „Zeszytów z Cassiciacum” – przetłumaczona tutaj)

„Sodalitium” nr 63, wydanie francuskojęzyczne z lipca 2010 roku (artykuł o „tradycjonaliźmie teologicznym” – tłumaczenie polskie ze wstępem o naturze teologii)

„Sodalitium” nr 64, wydanie francuskojęzyczne z kwietnia 2012 roku

„Sodalitium” nr 67, wydanie włoskojęzyczne z grudnia 2015, nr 66 wydania francuskojęzycznego (artykuł x. Ricossy „Papież, papiestwo i Sede vacante w tekście św. Antonina i w myśli o. Guérard des Lauriers”)

Inne teksty:

Sprostowanie kilku błędnych pojęć o tezie z Cassiciacum, które pojawiły się po polsku w Internecie. Inne teksty na naszej stronie poruszające tezę lub odpowiadające na zarzuty przeciwko tezie znajdują się w dziale „Teza z Cassiciacum”.

Ale istnieją także wykłady, w których duchowni i świeccy omawiają tezę. Na przykład:

Wywiad z x. Franciszkiem Ricossą z 7 sierpnia 2007 roku: obecna sytuacja w Kościele i teza z Cassiciacum (po włosku).

X. Franciszek Ricossa, na dorocznym sympozjum w Modenie, „Giornata per la Regalità sociale di Gesu Cristo”, 8 X 2012, w trzecim wykładzie dnia zatytułowanym „Wyznanie wiary 50 lat po soborze” (po włosku) w sposób bardzo przystępny omawia stanowisko teologiczne instytutu, którego jest przełożonym.

X. Franciszek Ricossa, trzy wykłady wygłoszone w Paryżu 30 listopada 2014 roku, sympozjum pt. „Teza z Cassiciacum wczoraj i dziś, Kościół w czasach Jerzego Marii Bergoglio”, część I, część II, część III (po francusku).

Te same trzy wykłady, ale po włosku, wygłoszone podczas XIII sympozjum „Studiów Albertariańskich” w Mediolanie, 15 listopada 2014 roku: część I, część II, część III.

– – –

Tekst pierwotnie pojawił się na blogu Pelagiusza z AsturiiAktualizacja źródeł, zwłaszcza tłumaczeń tekstów na język polski, dla „Myśli Katolickiej”.

4 thoughts on “Teza z Cassiciacum w skrócie

  1. Widzę w Tezie sprzeczność. Poniższe dwa zdania:
    Pierwsze:
    „W czasach obecnych wyraźnie widzimy, że okupanci Stolicy Apostolskiej nie mogą być Papieżami Kościoła, bowiem niszczą wiarę podając do wierzenia fałszywe nauki, wprowadzając szkodliwe dla dusz reformy, ryty, prawa. Rzeczywista zewnętrzna ich intencja jest wyraźna. Moderniści, najwięksi wrogowie Kościoła wg. św. Piusa X (co dziś tak zręcznie się powszechnie minimalizuje), nie mogą posiadać władzy Chrystusowej. To o. Guerard des Lauriers uważał za oczywistość, którą każdy katolik powinien być w stanie dostrzec.”
    I drugie:
    „Ponadto, zewnętrzna (materialna) herezja nie jest wystarczająca. Herezja materialna jest zdaniem przeciwnym wierze, formalna zawiera element uporczywości, mający swą siedzibę w woli, przeciwko nauczaniu Kościoła. Ich herezji w słowie i czynie brak formy, wyraźnej woli sprzeciwiania się nauczaniu Kościoła z ich strony. Stwierdzenie tego jest tym trudniejsze, że oni sami uważają się za żywe magisterium Kościoła, za urząd nauczycielski, który „trwa w następcach św. Piotra”, zatem jak mają się sprzeciwiać temu magisterium żywemu, które jedyne ma prawo zobowiązywać, wytaczać procesy kanoniczne, stwierdzać to czy tamto jako obowiązujące katolików w sumieniu? To pomieszanie między doktryną heretycką a herezją formalną stanowi główny błąd sedewakantystycznych przeciwników tezy z Cassiciacum. Stanowisko to, według którego obecni okupanci Watykanu nie mają nawet ważnych tytułów do urzędu Papieża z racji herezji (formalnej) czy apostazji (formalnej), nie posiada zatem cech ścisłej pewności czy konieczności”

    To jest jak z darwinizmem:
    „Ta skała ma milion lat, bo jest w niej skamieniały skorupiak.”
    „Ten skorupiak ma milion lat, bo jest w skale o tym wieku”.

    Teza głosi:
    Zdanie pierwsze:
    Materialny Papież nie mógł dostać upoważnienia od Chrystusa, bo głosi herezje i jest wrogiem Kościoła. Nie jest więc papieżem formalnie.
    Zdanie drugie:
    Nie można w sposób pewny udowodnić im herezji, bądź chęci zniszczenia Kościoła, bo są jak węże jadowite.

    I koło się zamyka.
    Bronisław

    • To zupełnie nie jest jak z darwinizmem. Darwinizm przybiera różne formy, różnymi sposobami darwiniści dowodzą swych darwinizmów, m.in. za pomocą błędnego koła, które Pan tak trafnie przedstawił.

      Pana błąd polega na braku konieczne rozróżnienia i stąd na wieloznaczności terminów. Przytoczone dwa zdania dotyczące tezy przedstawiają się tak:
      1. Materialny Papież nie mógł dostać upoważnienia od Chrystusa, bo głosi herezje i jest wrogiem Kościoła. Nie jest więc papieżem formalnie. – concedo, czyli zgoda, choć my byśmy tego tak nie sformułowali. „Papież” materialiter nie jest Papieżem (formaliter), ponieważ działa, obiektywnie i skutecznie, przeciwko celowi Kościoła.
      2. Nie można w sposób pewny udowodnić im herezji, bądź chęci zniszczenia Kościoła, bo są jak węże jadowite. – nego et distinguo, czyli neguję to zdanie jako takie i wyjaśniam. W sposób pewny można im udowodnić herezję materialną na podstawie znajomości wiary. Każdy katolik winien się od nich odciąć. Lecz herezji formalnej nie można im dowieść, chyba że:
      – sami się do tego przyznają, czego nie zrobią, bo są jak węże jadowite (choć niektórzy to zrobili, jak Hans Kung – on rzeczywiście jest heretykiem formalnym, ponieważ przyznał się, że zaprzecza „wcześniejszemu” nauczaniu Kościoła i to wie)
      – uczestniczy się we władzy kościelnej, która jedyna może takie deklaracje wygłaszać. Niestety od czasów soboru nikt tego nie zrobił.

      Raz jeszcze, wg. tezy:
      Moderniści głoszą nauki sprzeczne z nauczaniem Kościoła, wprowadzają reformy szkodliwe dla dusz, co jest nie do pogodzenia z władzą Chrystusową, z misją Kościoła. Dlatego moderniści okupujący stolice biskupie, z rzymską włącznie, nie posiadają autorytetu Chrystusowego. Są materialnymi okupantami tych stolic, nie formalnymi. Ich przewinieniom brak formy: z własnego wyznania (jak w przypadku Kunga) lub z prawomocnego sądu władzy Kościelnej. Ci moderniści nie mają jednak władzy Chrystusowej, ich rozporządzeniom nie należy się nieposłuszeństwo, ale ignorowanie. Należy jednak czynić starania, by przekonywać innych do prawdy, pełnej prawdy, a nie tak, jak to czyni np. FSSPX, bo tylko w czystej doktrynie Kościoła, nauczaniu Chrystusowym, po prostu prawdzie jest ratunek na dzisiejszy kryzys w Kościele.

    • Przede wszystkim jeśli chodzi o naukę o papiestwie i Kościele. Abp Lefebvre wybrał drogę praktyczną, „roztropnościową”, nie doktrynalną. Stąd tyle doktrynalnego lawirowania w FSSPX, czego wyjaśnieniem jest w istocie ta pragmatyczna linia abpa Lefebvre’a. Jego subiektywnych intencji oczywiście nie oceniamy. Uważamy, że rzeczywiście pragnął dobra Kościoła, ale to dobro upatrywał w dobru Bractwa (uznanie ze strony władz rzymskich i w ten sposób naprawianie Kościoła „od środka”). Pomylono dobro wspólne Kościoła z dobrem wspólnym Bractwa. I wszystko tej zasadzie podporządkowano.

      Tu jest poruszony temat papiestwa: https://myslkatolicka.org/tc-ii/, w którym to punkcie FSSPX od początku odbiega od nauczania Kościoła.

Tu można zostawić komentarz.