O. Józef Chiaudano T. J., „Dziennikarstwo Katolickie” (rozmowa ósma)

Kontynuując analogię między rzemiosłem wojennym a rzemiosłem dziennikarza katolickiego ks. Euzebiusz dotyka sprawy najwyższej wagi praktycznej: posłuszeństwa, karności i roztropności. Karność i posłuszeństwo władzy kościelnej było szczególnym znamieniem ultramontanów, katolików nieustępliwych i integralnych w porewolucyjnej epoce szerzącej się wszędzie, również w Kościele, anarchii. Stanowisko przeciwne było zawsze znamieniem różnych schizmatyków, sekciarzy, gallikanów, liberałów, modernistów. Gdy się czyta choćby poniższy ustęp o tym mówiący, okazuje się jak na dłoni, czyimi spadkobiercami jest dziś znaczna większość „tradycjonalistów”.

Roztropność zaś to już temat znacznie trudniejszy do uchwycenia, ponieważ jedną z jej integralnych części jest wzgląd na okoliczności (circumspectio), które z natury są bardzo zmienne. Bez wchodzenia w szczegóły należy zauważyć, że najistotniejszą okolicznością czasów dzisiejszych, m.in. dla dziennikarstwa katolickiego jak i wszelkiej akcji katolickiej, jest brak aktualnie sprawowanej władzy w Kościele, brak autorytetu mogącego zobowiązywać katolików w sumieniu. Opinia kapłana, a nawet biskupa, nie jest tożsama z aprobatą władzy duchownej, co już na łamach „Myśli” zostało wyjaśnione, zbijając jeden z sekciarskich poglądów niektórych sedewakantystów (który niekiedy prowadzi to wojen między zwolennikami różnych duchownych uznawanych za Kościół nauczający). Lecz ów brak Kościoła nauczającego w akcie jest rzeczą tragiczną z wielu względów (m.in.: brak reguły doktrynalnej i dyscyplinarnej dla duchownych i wiernych tu i teraz, idąca za tym anarchia i samowola, brak pojęcia autorytetu u duchownych i świeckich). Z tego powodu postępowanie katolika dziś wymaga wyższego stopnia roztropności niż w czasach, gdy w Kościele panował porządek.

Z racji trudności tematu ks. Euzebiusz ogranicza się do kilku przykładów działań nieroztropnych w wykonaniu dziennikarzy katolickich.

Kądziołka

[Recenzja; pochwała papieska, wstęp i rozmowa pierwsza, rozmowa druga, rozmowa trzecia, rozmowa czwarta, rozmowa piąta, rozmowa szósta, rozmowa siódma]

O. Józef Chiaudano T. J.

„Dziennikarstwo katolickie”.

Rozmowa ósma.

Konieczność ducha karności i posłuszeństwa. – Rozwiązanie paru zarzutów. – Roztropność, wymagana w dziennikarstwie.

Aleksander. – Jest to już pewną, i to poważną, korzyścią dla wojska wiedzieć, które pozycye należy atakować; lecz to nie wystarcza. Trzeba także umieć władać bronią, odparowywać ciosy wroga, stawić mu czoło i dzielnie go odpierać. Chcielibyśmy teraz posłyszeć, jak wszystkie te rzeczy mogą być stosowane w walce, prowadzonej przez dziennikarstwo katolickie w obronie religii.

Euzebiusz. – Brawo, mój ty drogi inżynierze! Mówisz świetnie. Prowadząc dalej analogię z wojennym rzemiosłem, dowiemy się wreszcie ostatecznie wszystkiego, co dotyczy taktyki, jakiej się trzymać należy w tej świętej wojnie. Otóż zaraz na wstępie muszę ci powiedzieć, że bez skorego posłuszeństwa temu, który dowodzi, gdyby nawet żołnierze byli samymi Samsonami, nic nie wskórają i zostaną haniebnie pobici. Potrzebna koniecznie jedność i spójnia w szeregach armii; jeżeli wojsko jest w nieładzie, nie ma, właściwie mówiąc, żadnej wartości. Trudno zaś spodziewać się jedności, spójni i ładu w wojsku bez ducha ścisłej karności i doskonałego posłuszeństwa wodzom.

Maryusz. – Łatwo zrozumieć można, dokąd zmierzasz, kochany stryju, dziennikarze też winni być posłusznymi i dać się prowadzić w walce, którą podjęli w obronie religii? …

Euzebiusz. – Jest to najzupełniej pewne. Muszą słuchać tych, co mają prawo i obowiązek prowadzić ich, kierować i zachęcać w tej walce, t. j. władzy kościelnej.

Maryusz. – Ta jedna uwaga, zdaje mi się, wystarcza, by katolików autonomicznych wynieść poza nawias.

Euzebiusz. – Masz racyę. Każdy rozumny człowiek pojmuje, że karność jest potrzebna i tem potrzebniejsza, im cel jest trudniejszy do osiągnięcia i im łatwiejsze są rozłamy, możliwe zresztą zawsze. Kto uchybia karności w materyi ważnej, jest w rzeczywistości wichrzycielem, buntownikiem, zdrajcą i winien być karany stosownie do wielkości swego przestępstwa.

Maryusz. – Cóż więc w praktyce robić winien dziennikarz katolicki, by wiernie karność ową zachować?

Euzebiusz. – Niech usiłuje trzymać się dyrektyw, wydanych przez kompetentną władzę kościelną. Władza kościelna – Biskupi, a zwłaszcza Ojciec Święty – nie zaniedbuje wskazywać ogólnych zasad, jakich się trzymać trzeba. Dziennikarze katoliccy, którzy śledzą, jak należy, przepisy i rady, wychodzące od Stolicy Apostolskiej i od Biskupów, nie mogą nie znać tych wskazówek. Jeżeli, prócz tego, mają jakie specyalne instrukcye, dotyczące poszczególnych okoliczności, niech się do nich wiernie stosują. Jeżeli ich nie mają, niech o nie proszą, w czasie i miejscu właściwem. Potrzeba, by całe dziennikarstwo katolickie miało ten sam język, by wytworzyło falangę zwartą i nieugiętą.

Maryusz.  – Ten duch karności jest rzeczą wielką i piękną, nie przeczę. Należy słuchać władzy kościelnej w sferze spraw religijnych, – to nie ulega wątpliwości. Lecz jeśli władza duchowna, jak się to zdarzyć może, wychodzi poza swoją sferę, jeśli się nie zamyka w granicach sobie właściwych, jeśli zechce się wdać w kwestye polityczne, nie należące do jej kompetencyi, – czyż i w tej materyi dziennikarz winien brać hasło od władzy kościelnej?

Euzebiusz.Nikt nie ma prawa wydawać rozkazów innym w rzeczach, w których nie posiada zwierzchniej władzy; nikt też nie ma obowiązku słuchania innego w tej sferze, w której mu nie podlega. Lecz zauważmy dobrze dwa punkta. Jest przedewszystkiem fałszem, że rzecz jakąś przez to samo, iż należy do polityki, winniśmy uważać za wyjętą spod władzy kościelnej; nic bowiem nie przeszkadza, że jedna i ta sama rzecz z różnych punktów widzenia należeć może i do dziedziny politycznej i do dziedziny moralnej, w której właśnie sędzią jest władza duchowna. Z drugiej strony, nie należy do wyżej wspomnianych dziennikarzy określać granice władzy zwierzchnika ani też sądzić czyny tego zwierzchnika w pełnieniu jego juryzdykcyi.

Maryusz. – Lecz, koniec końcem, czyż władza duchowna nie może się także mylić? Byłabyż nieomylna w każdym swoim czynie?

Euzebiusz. – Gdyby ten zarzut miał choć cokolwiek słuszności, żegnaj mi posłuszeństwo, a co za tem idzie, żegnaj mi wszelki porządku domowy i społeczny! Rodzice nie są nieomylni, to samo nauczyciele, to samo zwierzchnicy w wojsku; a jednak dzieci winne są posłuszeństwo rodzicom, uczniowie – nauczycielom, żołnierze – swym oficerom. Nie żądamy nieomylności od tego, kto rozkazuje, by wymagać dla niego posłuszeństwa. Co zaś do władzy duchownej, wiemy, że w wielu razach jest ona nieomylna, a nawet w tych wypadkach, w których nieomylną nie jest, słowa Chrystusa: „Kto was słucha, mnie słucha” mają zawsze moc prawa. Zdrowy rozum i doświadczenie uczą nas ze swej strony, że jeżeli władza tak czcigodna, jak władza Stolicy Świętej i Biskupów, nakazuje lub nawet po prostu radzi wiernym zrobić to lub owo, wytknąć sobie tę lub ową drogę postępowania, – posłuszeństwo zawsze więcej jest warte dla sprawy religii i dla porządku, niż chęć rządzenia się według swego osobistego widzimisię, gdyby nawet niejednemu zdawało się, że jego osobisty sposób widzenia jest z pomiędzy wielu najlepszy.

Maryusz. – Jest to pewne, że niezgoda w szeregach katolickich paraliżuje wszelki ruch, choćby najbardziej energiczny i potrzebny, i zdwaja siły wroga.

Euzebiusz. – I jest to z całą pewnością zupełną klęską dla wszelkiej armii, gdy zmniejsza się w niej karność.

Aleksander. – Sama więc roztropność wymaga posłuszeństwa?

Euzebiusz. – Właśnie, a ponieważ zgadało się o roztropności, sądzę, iż należy zaznaczyć, że i ona także jest niezmiernie potrzebna, by módz walczyć z powodzeniem.

Aleksander. – Roztropność winna, zdaje mi się, świecić wśród wodzów armii.

Euzebiusz. – Tak, wśród nich zwłaszcza, lecz nie wśród nich jedynie, gdyż, jakkolwiek roztropność żołnierzy polega głównie na posłuszeństwie, nie mogą jednak zawsze w każdem poruszeniu mieć przy sobie kogoś, coby nimi kierował. Jest wiele takich okoliczności, w których żołnierze muszą działać sami, gdyż otrzymanie rozkazu jest często niepodobieństwem. A przytem samo nawet wykonanie rozkazów wymaga inteligencyi, by dobrze je zrozumieć i należycie spełnić, co się sprawdza daleko bardziej jeszcze na terenie dziennikarskim, niż na każdym innym. Władza duchowna nie może szczegółowo przepisywać każdemu, co ma robić; zresztą powstrzymuje się od tego rozumnie, pozostawiając wszystkim pewną swobodę działania, by nie paraliżować działalności i użytecznej inicyatywy prywatnej.

Aleksander. – Czy nie mógłbyś mi powiedzieć, drogi stryju, w jakich wypadkach dziennikarze zwykle grzeszą nieroztropnością?

Euzebiusz. – Oto kilka na tysiące. Dziennikarz jest nieroztropny wtedy, gdy się puszcza na dyskusye o kwestyach, których nie zna dokładnie, których nie zdolen pojąć do gruntu lub bronić wobec przeciwnika. Jest nieroztropnym, gdy przyjmuje, akceptuje i ogłasza wiadomości niedostatecznie skontrolowane i stwierdzone, dotyczące pewnych osób lub pewnych instytucyi, wiadomości, które w następstwie musi odwoływać lub prostować. Jest nieroztropnym, jeżeli swymi sądami, ocenami lub publikacjami uprzedza decyzye władzy duchownej, które chciałby wywołać, co mu się żadną miarą nie udaje.

Maryusz. – Jeśli się nie mylę, nazywa się to zrobić fiasco.

Euzebiusz. – Tak, to jeden z licznych sposobów zrobienia fiasco. Nieroztropnością także jest w dziennikarzu czepianie się do całej pewnej klasy ludzi, którzy, jako całość, nie zasługują bynajmniej na naganę, jakkolwiek mała lub nawet wielka liczba jej członków warta jest nagany.

Maryusz. – Więc nie można, bez narażenia się na zarzut nieroztropności, zarzucać zła sekciarzom, masonom, anarchistom i tym podobnym?

Euzebiusz. – Zechciej zwrócić uwagę, jak się wyraziłem. Powiedziałem: gdy dziennikarz czepia się całej klasy ludzi, którzy, jako klasa, nie zasługują na naganę… Lecz klasa sekciarzy jest, jako taka, najzupełniej warta nagany, tak samo, jakby nią była banda złoczyńców. Cóż jednak można zarzucić klasie doktorów, adwokatów, urzędników, wojskowych i t. p., jako takiej? Mówiąc źle o tych klasach, dziennik wzbudza przeciw sobie złe sądy, drażni członków owych klas, którzy są bez zarzutu, i stwarza sobie wrogów bez żadnej korzyści. Idźmy dalej. Jest też nieroztropnością, gdy dziennikarz przesadza środki i potęgę wroga, gdyż tym sposobem sieje zniechęcenie wśród dobrych. Nieroztropnością jest również, jeżeli dziennikarz umniejsza doniosłość tych środków i tej potęgi, bo wtedy usypia czujność swojej partyi i kołysze ją próżnemi nadziejami. Dziennik zaś jest nieroztropnym zawsze, ilekroć żąda zbyt wiele, chce rzeczy niemożliwych, a nie otrzymując tego, czego pragnie, głosi porażkę. Jest nieroztropnym, gdy chciałby, żeby rzeczy działy się zbyt pospiesznie, nie licząc się wcale z okolicznościami. Jest nieroztropnym, jeżeli kompromituje władzę, źle tłómacząc jej akty i wciągając ją w to, w co ona nie chce i nie uważa za pożyteczne się wdawać. Oto parę faktów, w których można zgrzeszyć nieroztropnością. Lecz mam już gardło zmęczone, bo mówiłem za wiele. Skończmy więc na dziś, moi drodzy, i pozwólcie, że wam powiem z Wirgiliuszem:

Zrzućcie rowy, młodzi: dość już łąki piły.

Co o tem myślicie?

Maryusz. – Bardzo dobrze, drogi stryju; tyleś nam powiedział prawd pięknych i tak jasno je wyłożyłeś, że jesteśmy niemi nasiąknięci lepiej, niż łąki na wiosnę. Bardzośmy ci wdzięczni. „W krąg prawd wątpienia rosną, jak dokoła pnia młode pędy”[1] – twierdzi poeta: tak też różne kwestye w naszym przedmiocie kiełkują mi w głowie; lecz nie chcąc cię zbytnio męczyć, odkładam do jutra ich wypowiedzenie, jeżeli się zdarzy okazya.

(C. d. n.)

[1] Raj, pieśń 4, wiersz 130.

Przepisała: Wincencja. Źródło: „Myśl Katolicka”, rok IV (1911), nr 22, ss. 217-219. Podkreślenia nowej „Myśli Katolickiej”. Rozmowa dziewiąta.

Tu można zostawić komentarz.